Za nami pierwszy dzień Salt Wave festiwal na półwyspie! Bawiliśmy się bardzo fest!” – napisali dziś na Facebooku przedstawiciele Good Taste Prouction. Good Taste to konkurencja, nie ma nic wspólnego z Fest.

Takim śmiechom i radościom nie będzie końca jeszcze długo. Liczba ironicznych i sarkastycznych postów i komentarzy będzie ogromna.

Reklama

Wczoraj, kiedy nieoficjalnie było wiadomo o tym, że festiwalu nie będzie, na Facebooku Festu wisiał post o oficjalnym merchendisingu (czyli sprzedaży gadżetów) imprezy. Zamieszczane tam komentarze łatwo przewidzieć, bo były w duchu „gadżety na imprezę, której nie będzie”.

Rosnąca frekwencja

Pierwsza edycja FEST Festivalu miała swoje miejsce w 2019 roku, już wtedy osiągając frekwencję 16 000 osób każdego dnia wydarzenia, co uplasowało festiwal w grupie największych wydarzeń muzycznych w Polsce.” Tak napisali w poście odwołującym imprezę organizatorzy. Dwudniowy karnet kosztował wtedy 289 zł. Oczywiście w sprzedaży były też bilety jednodniowe w innej cenie. Ale na potrzeby tego artykułu oszacujmy, że gdyby całość kupiła bilety dwudniowe, do kasy organizatora wpłynęłoby 4 mln 624 tysiące złotych.

Nasza inicjatywa spotkała się dodatkowo z wieloma przeciwnościami. W 2020 roku musieliśmy odwołać drugą edycję wydarzenia z powodu pandemii, a w 2021 roku działaliśmy w restrykcyjnych warunkach związanych z COVID-19. W 2022 roku spotkała nas kolejna trudność – wojna u naszych sąsiadów i ogromna inflacja spowodowały dwukrotny wzrost kosztów i postawiły festiwal w wyjątkowo trudnej sytuacji. Udało nam się wyjść obronną ręką z ubiegłorocznych problemów, jednak 2023 rok boleśnie zweryfikował nasze plany - w połowie czerwca, 30% tendencja wzrostu sprzedaży biletów odwróciła się, osiągając niższą sprzedaż niż ta z ubiegłorocznej edycji FESTa.” – to kolejny fragment oświadczenia.

Spróbujmy to zrozumieć. „Nasz Festiwal znajdował się w fazie dynamicznego rozwoju, a jego frekwencja rok do roku rosła o ponad 30%.” – to kolejne zdanie z oświadczenia. Stosując tylko i wyłącznie zasady matematyki policzmy.

Reklama

W 2021 roku, jeśli ufać danym organizatora, na festiwalu bawiło się zatem 20 800 osób, skoro mówimy o wzroście frekwencji o trzydzieści procent. W 2022 kolejny wzrost o trzydzieści procent, Przyjmę, choć tu pewności nie ma, że to wzrost w stosunku do roku 2021. Czyli, że wtedy bawiło się 26 390 osób. Oczywiście około.

Dalej liczmy wpływy. W 2021 roku karnet kosztował 549 zł, a impreza trwała cztery dni. Wtedy właśnie zaczęto ją porównywać do Openera – ze względu na gwiazdy i czas trwania. Gdyby kupowane były tylko karnety czterodniowe, wpływy wyniosłyby 11 mln 144 tysiące złotych.

Liczymy dalej. W 2022 roku, gdyby sprzedawano karnet czterodniowy (cena 599 złotych), wpływy wyniosłyby 15 mln 807 tysięcy złotych.

Wyliczenia i wpływy

Oczywiście to bardzo uproszczone wyliczenia. Bo są bilety dwudniowe, jednodniowe. Bo są bilety typu early birds (kupujesz często w ślepo, ale taniej), a potem cena rośnie. Ale przyjmijmy je dla wyliczenia jak bardzo organizatorzy przestrzelili. Do budżetu trzeba też doliczyć wpływy z gastronomii, od sponsorów i partnerów i wreszcie ze sprzedaży tak wykpiwanych w piątek gadżetów.

W tym roku cena karnetów wzrosła totalnie, bo do 839 złotych. To wzrost o 40,06 procenta rok do roku. „Udało nam się wyjść obronną ręką z ubiegłorocznych problemów, jednak 2023 rok boleśnie zweryfikował nasze plany - w połowie czerwca, 30% tendencja wzrostu sprzedaży biletów odwróciła się, osiągając niższą sprzedaż niż ta z ubiegłorocznej edycji FESTa.” Czyli inflacja 30 procent, a cena biletu 40 procent. Ok, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że miało wystąpić jeszcze więcej wykonawców – około 200 podmiotów artystycznych.

Wczoraj media cytowały przedstawiciela organizatorów, który powiedział, że w budżecie brakuje 5 milionów złotych. Od współpracy z Festem odstąpiła m.in. agencja ochrony Fosa, która specjalizuje się w pracy nad imprezami masowymi.

„Na dzień dzisiejszy liczba uczestników osiągnęła niewiele ponad 50% planowanej frekwencji, czyniąc organizację FEST Festivalu niemożliwą do zrealizowania w tym roku.” – czytamy w oświadczeniu.

Ale liczmy dalej. Dodajmy i podkreślmy: to estymacje i dane od organizatora: 5 milionów złotych dziury w budżecie. Czyli zabrakło 5960 sprzedanych karnetów do zasypania dziury.

Nic się nie klei

A jaka mogła być planowana frekwencja? To znów domniemania, ale policzmy w oparciu o dane organizatora. W oświadczeniu czytamy: „w połowie czerwca, 30% tendencja wzrostu sprzedaży biletów odwróciła się, osiągając niższą sprzedaż niż ta z ubiegłorocznej edycji FESTa.” Czyli – proszę mnie poprawić jeśli moje domniemanie jest mylne, planowano kolejny wzrost frekwencji o trzydzieści procent. Czyli, że będzie około 34 tysięcy fanów muzyki.

A skoro sprzedano 50 procent planowanych biletów, na imprezę chciało przyjechać, kupując bilety, około 17 tysięcy osób. Czyli – licząc, niedoskonale, ale konsekwentnie – tylko według cen karnetów, wpływy mogły wynieść… 14 mln 263 tysiące złotych.

Przypomnijmy estymacje – rok temu około 15 mln 807 tysięcy, w tym 14 mln 263 tysiące. Różnica ponad półtora miliona złotych.

Organizatorzy koncertów – wszyscy – podkreślają, że tym, co zmieniło się po pandemii jest podejście fanów do kupowania biletów. Znacznie większa jest grupa osób, która ryzykuje, że nie dostanie biletów i kupuje je na ostatnią chwilę. To też mógł założyć organizator.

W oświadczeniu zaskakuje jeszcze jedno zdanie: „Nie pomagały nam również inne kwestie - dalszy znaczący wzrost kosztów organizacji wydarzenia spowodowany inflacją, wyjątkowo rygorystyczne warunki płatności “z góry” dla podwykonawców i artystów”.

Jeśli się zamawia gwiazdę, tak często trzeba jej zapłacić z góry. Ale tegoroczny lineup składał się raczej z 180 wykonawców, które światowymi megagwiazdami nie są. A tym często nie trzeba płacić z góry – ilu menadżerów tyle form rozliczeń, ale model zaliczka/dopłata po wykonaniu koncertu jest bardzo częsty.

A to, że firma, która ma być podwykonawcą chce za swe usługi z góry w 2023 roku nie powinno dziwić. W końcu sami organizatorzy zauważyli inflację i kłopoty gospodarcze.

Na ten moment zwrotu nie ma

Najlepsze mamy jednak na koniec oświadczenia:

Wszyscy posiadający bilety mogą ubiegać się o zwrot środków, niestety w obecnej sytuacji zmuszeni zostaliśmy do uruchomienia postępowania upadłościowego, co uniemożliwia na ten moment wypłatę jakichkolwiek należności przez spółkę. To dziś jedyna droga, która umożliwia nam rozliczenie się z organizacji festiwalu. Wszystkie osoby posiadające bilety, otrzymają wkrótce na skrzynki e-mailowe informacje z dalszymi komunikatami w sprawie zwrotów środków za bilety”.

To tylko moja interpretacja, ale patrząc na upadłość przy przychodach na minimalnym poziomie wpływów 14 milionów złotych wydaje się mocno niezrozumiała. Dodajmy – to przychody estymowane, ale bardziej ściągane w dół, na pewno nie przeszacowane. Tu się nic nie klei i nie ma uzasadnienia w matematyce.

Jeśli miało się zaś zaległości z czasów pandemii i początku wojny, kłopoty przez inflację, może nie trzeba było zamawiać dwustu wykonawców i stawiać osiem scen? Może – tak jak kultowy Rock Im Park – znacznie obniżyć wymagania lineupowe?

Fest dziękuje za wyrozumiałość

Z góry dziękujemy za wyrozumiałość i cierpliwość i raz jeszcze przepraszamy za zawiedliśmy Wasze zaufanie”.

Podsumujmy kogo zaufanie zostało zawiedzione:

  • fanów, którzy stracili – raczej bezpowrotnie – pieniądze wydane na bilety;
  • artystów, którzy w tym terminie bez problemu zagraliby gdzie indziej;
  • innych organizatorów, którzy od lat budują więzi i organizują imprezy, festiwale i koncerty. Wypada mieć nadzieje, że menagamenty z zagranicy nie popatrzą na nich inaczej, przez doświadczenia z organizatorami Fest Festiwalu.

Na koniec pozostaje smutek, że fest. Dziś nie będzie wskazania CISZEJ/GŁOŚNIEJ. Chyba nie jest potrzebne.