MARCIN CICHOŃSKI: Jak przyjęłaś to co się stało w niedzielę w Polsce? Jak to nas, Polaków zmienia?
DODA: Wstrząsnęło mną,tak jak każdym. Bardzo mi jest przykro. A czy ta tragedia zmieni Polaków? Na pewno nie wszystkich, a jeżeli niektórych tak, to oby nie na chwilę.
Jak postrzegasz reakcję na Twój apel? Moje media społecznościowe zaroiły się od postów artystów z hasztagiem #artyściprzeciwnienawiści. To, co się dzieje wystarczy?
Musi być jasny przekaz przeciwko czemu walczymy i z czym jest problem w Polsce. Nie bójmy się tego słowa, bo jesteśmy w stanie zatrzymać nienawiśc muzyką i szczerym przesłaniem ze sceny. I na tym kładziemy akcent, a nie na pustych choć pięknych frazesach, które do tej pory nic nie dały. Tu potrzeba konkretów bo sprawy poszły za daleko. Polska jest podzielona na pół, a muzyka to najlepszy klej.
Rozmawialiśmy rok temu. Powiedziałaś wtedy: „Mam 34 lata, najwyższy czas, by ludzie traktowali mnie poważnie”. Jak się udaje?
Coraz bardziej udaje się ten plan wdrażać w życie. Ale nie dlatego, że ja go wdrażam, tylko robi to za mnie los. Są wydarzenia, które prowokują we mnie takie, a nie inne zachowania. Chociażby śmierć mojej świętej pamięci babci, która był moim trzecim rodzicem. Byłam z nią bardzo związana. Kiedyś obiecałam jej, że nagram „poważną płytę z orkiestrą”. Stąd też pomysł nagranie albumu z piosenkami, których nigdy w życiu bym nie nagrała, gdyby nie ta sytuacja. Nawet, gdybym uznała, że to bardzo fajne doświadczenie i fajny pomysł, odwlekałabym to na inny czas. Dzieje się to za mnie. Plus jeszcze mój ślub, który nie wiedzieć czemu kojarzy się ludziom z poważną stabilizacją. „No już tak wydoroślała ta Doda”. Biorąc pod uwagę, że to nie pierwszy mój ślub, nie sądzę, by miał cokolwiek wspólnego z wydorośleniem. Widzę taką zmianę wśród ludzi, że wchodzą ze skrajności w skrajność. Wcześniej było, że jestem za szalona, a teraz „tak wysubtelniałaś, tak cię ten mąż odmienił, taka już jesteś dorosła”. Mówię do siebie: "co chwile widzą mnie inną".
Może wysyłasz taki komunikat do świata poprzez swe działania?
Najnowszy singiel „Nie wolno płakać” niesie za sobą inny ładunek emocjonalny, to jest inny temat piosenki. Niesmaczne by było i nie na miejscu, gdybym miała latać w stringach, jak wcześniej, lub robić głupie miny…
Nie po raz pierwszy doświadczyłaś wylewania na siebie wiader pomyj, hejtu. Tym razem pojawiły się opinie, że robisz karierę na śmierci babci. Wykorzystujesz emocje, by po raz kolejny zaistnieć.
Nie słyszałam takich opinii… Wręcz przeciwnie, dostałam mnóstwo feedbacku dobrego i ciepłego, od ludzi, którzy stracili swoich najbliższych. To, co przeczytałeś musiało być w mniejszej proporcji niż to, co do mnie docierało.
Słuchasz co ci mówią ludzie – tzn. bierzesz pod uwagę decydując, co dalej zaśpiewasz?
Nie, bo ludzie za mnie tego nie zaśpiewają. Nie wyprodukują za mnie płyty, nie dadzą za mnie na nią pieniędzy. Nie wyjdą też za mnie na scenę. Komentarze nie mają dla mnie znaczenia, bo suma summarum ja się pod tym muszę podpisać.
Jesteś przygotowana na to, co się stanie, kiedy świat usłyszy „Krakowski Spleen”?
Świat… Nasz polski świat, co przegania kometę. Nie wiem, co się stanie. Na tej płycie jest kilka utworów, które bardzo lubiła moja babcia, dużo swoistych hołdów dla artystek, które szanowałam i szanuję do tej pory. Piosenek, których nie miałabym okazji zaśpiewać na naszych koncertach, bo są zupełnie w innym klimacie, nie pasujące do mojego wizerunku. Jakbym miała się zastanawiać, co ludzie powiedzą jeżeli chodzi o mój gust muzyczny, to musiałabym się wpisywać w ich stereotypy i słuchać tylko Britney Spears. Lubię różne piosenki i nikt nie zabroni mi ich wykonywać na swoich płytach.
Wspomniałaś, że babcia była trzecim rodzicem. Jej rolę odkrywa się po śmierci, czy czułaś wieź przez cały czas?
Przez cały czas. Nie była to miłość sezonowa, czyli, że przyjeżdżasz na święta, albo jak chcesz dostać kieszonkowe odwiedzając ją raz na dwa miesiące. Ile razy widziałam się z rodzicami, tyle razy widziałam się z babcią. Nie musiałam jej tracić, żeby ją docenić. Ale łapię się na takich rzeczach, które ona we mnie wpoiła – zawsze sobie wkładam masełko do zupki (śmiech). Nawet, kiedy jej nie ma, to zawsze jest.
Jak babcia podchodziła do tego, jaka jesteś. Miałaś różne pomysły, którymi szokowałaś nasz polski światek. Obrywałaś, czy było pełne zrozumienie.
Nie, było pełne zrozumienie. Dostawałam klapsy, jak brzydko się wyrażałam. Była też ganiona za to, że – cytuję – zbeszcześciłam swoje ciało tatuażami. Moja babcia bardzo dążyła do zgody, była osobą spajającą całą rodzinę. Bardzo delikatną, ale i mocną. Nie była prowokatorką, nie była taka, że kręciła dziurę w brzuchu, żeby dążyć do jakiś dziwnych konfrontacji, żeby skłócać rodzinę. Nie, wręcz przeciwnie – pogodzić. Tak ją będę pamiętać.
Grasz tyle koncertów, ile chcesz?
Tak. O paru lat gram tyle koncertów, ile chce, ile mogę jeżeli chodzi o komfort głosu i strun głosowych. Przez kilkanaście lat grałam – wydaje mi się – za dużo.
Kiedy to odkryłaś?
Kiedy stanęłam na drugiej nodze finansowej. I nie uzależniałam mojego bytu od grania koncertów.
Po co w takim razie wydawać płyty? Skoro masz drugą nogę, skoro w świecie filmowym ci dobrze?
Bo kocham muzykę, kocham śpiew i moich fanów! To jest moja pasja! Gdyby od samego początku nie dawało to żadnych profitów finansowych, to zajmując się tzw. „normalną pracą” i tak bym to robiła.
Wiesz, o polskim rynku muzycznym mówi się, że tu milionerem zostaje ten, kto był miliarderem.
(śmiech) Dobre. Różne rzeczy widziałam, wiele osób spadało na dno. Warto mieć w świecie muzycznym swój własny biznes. Bo nawet jeśli coś się dzieje bardzo dobrze, to dzieje się krótko. Nie wiem czy dobrze jest pomiędzy naszą pasją, pomiędzy tym, co robimy jako artyści stawiać znak równości jeśli chodzi o finanse, prace i podchodzenie bardzo zawodowe. To zaczyna się nudzić, zaczyna ci ciążyć. Zaczyna ci umykać taka magia spełniania marzeń z dzieciństwa.
Udało się, nagranie weszło do radia?
Do jednych weszły, do innych nie weszły. Zrobiłam co mogłam. Może nie umiem robić więcej.
Nagrania „Nie wolno płakać” rozgłośnie nie zagrały bo…
Nigdy nie grały moich singli.
Nie no – pamiętam, że i Virgin, i nagrania solowe były prezentowane…
Które? Ja pamiętam każde. I każdy z tych singli był związany z jakimś obopólnym interesem. Z jakąś kampanią, dealem. A sama z siebie nigdy nie dostawałam szansy, jak niektorzy wokaliści.
Z czego to wynika?
Nie wiem.
Nie doszukujesz się drugiego dna?
Jakiego?
Rozgłośnie radiowe bronią się badaniami. Raz brałem udział w takim – uważam prywatnie, że to zawracanie głowy wszystkim: rozgłośniom, muzykom i słuchaczom.
W 15 sekund nie jesteś w stanie stwierdzić, że słuchasz jakiejś piosenki. W szczególności jeśli zagramy zagraniczną, która bije na głowę te rodzimą. Polskie radiostacje powinny mieć za punkt honoru promowanie polskich artystów, tak jak to się dzieje w innych krajach, a nie robić wszystko, aby spychać ich na margines. I wymyślać do tego jakieś badania i dodatkowe argumenty, które będą nas odsyłać z kwitkiem. Jest mnóstwo takich artystów, którzy ciągle całują klamki, nawet będą znanymi artystami. Mają ten sam problem. Ludzie nie są w stanie przez 15 sekund ocenić, czy coś jest dobre, czy złe. Powinno pojawić się wyjście do słuchacza z dobrą wolą decydentów, którzy nie tyle będą narzucać, ale będą dawać szansę publiczności posłuchania dłuższego fragmentu. Hit jest się w stanie zrobić z każdej piosenki, która puszczona jest 10 000 razy. Wiemy o tym, bo jest wiele totalnych gówien wypromowanych w radiostacji.
Druga teoria, nieco spiskowa, mówi: rozgłośnie muszą mieć interes, by coś grać. To firmy takie jak inne.
Znam mnóstwo takich historii.Wiem, że w show biznesie trzeba wiedzieć, komu dać w łapę, a komu w mordę. Mi się to myli. I niestety jest tak, że częściej niż z kopertą, widuję się z moim prawnikiem. Słyszałam też o historiach, kiedy dyrektor jakiejś radiostacji wprost mówił, że chce być wpisany w ZAIKS jako autor tekstu, bo będzie mu się opłacało puszczać ten utwór non stop.Ja to bardzo ganiłam i mówiłam o tym głośno. Być może dlatego to jest rodzaj kary.
Patrzysz na ścieżkę, którą coraz częściej idą nawet znani artyści – najpierw promocja w internecie, to radia i tak to zagrają.
Wiem, że 80 procent artystów kupuje swoje wyświetlenia na Youtubie. Mają na dzień dobry po kilka milionów. Kosztuje to kilkanaście tysięcy złotych. Niestety, tak wygląda ten świat. To samo dzieje się na Instagramach. Jaranie się wyświetleniami to jest trochę tak, jakby cieszyć się, że jest się bogatym w grze w „Monopol”.
Jest coś w tym. Ale te wyświetlenia otwierają drzwi do rozgłośni radiowych, otwierają drzwi u pana z magistratu, który decyduje o tym, kogo zatrudnić jako artystę podczas dobrze płatnego koncertu na rynku, więc muszą to robić, by żyć.
Nie zawsze to idzie w parze. Większość z tych artystów, którzy są niszowymi, a mają niesamowite wyświetlenia, niekoniecznie chętnie są widziani w swoich miastach, gdzie ludzie chcą się super bawić przy przystępnej muzie i widzieć fajny show. Nie jestem grana w radiach, nie mam żadnego wsparcia – oprócz tego ze strony fanów. A mimo to moje koncerty – mimo że staram się je minimalizować – cieszą się ogromnym zainteresowaniem. W sezonie gram co weekend, a pod sceną mam kilkanaście tysięcy ludzi.
Wspomniałaś o fanach. Kiedyś Peja na koncercie wskazał fana, który nie odnosił się do niego tak, jakby on tego chciał i powiedział do reszty widzów „wiecie co robić?”. Miał za to potem proces. Kiedy tylko ktoś ci zajdzie za skórę, twoi fani – nazywani czasem psychofanami – wsiadają na niego w sieci i bronią cię do upadłego. Korciło cię czasem, by wskazać palcem, jak Peja?
Oni tak robią, bo wiedzą, że nikt inny mnie nie obroni. Nie mam sławnych rodziców, giganta za swymi plecami, milion euro na promocje i samych przyjaznych mediów. No, to ostatnie się zmieniło, ale przez wiele lat fani byli przyzwyczajeni, że oni jedni byli ze mną w kontrze do reszty świata. Nie wiem czemu tak było, ale tak było. Być może idą takim rozpędem, ale za to jestem im bardzo wdzięczna i dziękuję im, bo dają mi niesamowitą dawkę miłości i wsparcia, która powoduje, że ja cały czas mam siłę i chęć. Wyrównują hejt. To jest moja potęga, to jest moja moc. Szanuję ich za to i wiem,ze inni mi ich zazdroszczą ale ... Sorry nie oddam ich ( śmiech ).
Zazdroszczą tej lojalności, tego że jak w ogień…
Ale i ja staram się im pomagać za każdym razem, jak tylko mogę. Mamy z nimi dobry kontakt. Nigdy mnie nie korciło, żeby kogoś wskazać palcem. Jestem bardzo silną jednostką. Radzę sobie sama z problemami. Na dowód tego były te wszystkie medialne wojenki – zaznaczam, że żadnej nie rozpętałam ja. Mnie konflikty męczą, ale nie jestem osobą, która podkula ogon. Gdy ktoś mnie zaczepia, to czasem to lekceważę, puszczam mimo uszu. Jeżeli jest to przekroczenie granicy, to dostaje on odpowiedź, jaką dostaje. Wchodząc do show-bizu nie mogłabym sobie pozwolić na bagatelizowanie tego typu zachowań, bo po prostu by mnie wyciśnięto jak cytrynę i wyrzucono do śmieci. Trzeba postawić jasno granice. Łatwiej by mi się żyło, gdyby tych kłótni nie było. Jak są, bierze się je na klatę.
Dużo się mówi o „Dziewczynach z Dubaju”. Weronika Rosati w bardzo kulturalny sposób powiedziała nie – będziesz jeszcze walczyć o nią?
Ja nigdy o nią nie walczyłam. To jest kompletna bzdura.
Historia medialna?
Najwidoczniej. Nigdy jej nic nie proponowałam.
Skąd u ciebie pomysł, żeby akurat opowiedzieć tę historię?
Nie jestem osobą, która w show-biznesie szuka etyki. Bo na próżno. Szybciej bym znalazła igłę w stogu siana. Temat prostytuowania się celebrytek był mi znany za nim wyszła głośna książka. Widzę, że to u ludzi wzbudza mocne emocje. Chcą zobaczyć prawdę i to, jak to wygląda od drugiej strony. Zwłaszcza, że wiele z tych celebrytek mianuje się ultraświętymi. Mało rzeczy mnie gorszy, raczej jestem na to uodporniona. Jako producentka filmowa obiecałam sobie, że będę podejmować takie tematy i robić takie filmy, które dla innych będą też rodzajem nauki dla innych, stymulowaniem do wyciągnięcia wniosków.
Jakiego rodzaju ma to być film?
Fabularny.
Bardzie moralitet, czy coś do śmiechu?
Najbardziej umoralnia coś, co jest też śmieszne. Za mocne też nie może być. Nawet film „Kler”, który porusza tematy tabu, śmieszył. W Polsce, szeroki widz, czyli ten który robi największą publikę, to jest taki, do którego dociera się przez uśmiech.
Żyjemy w czasach, w których zdziera się kolejne kurtyny. Poznajemy coraz więcej meandrów i kulisów. Patrząc na to – dziwisz się młodym polskim dziewczynom? Celebrytkom czy nie, że idą na układy związane z uprawianiem, jak zwykło się nazywać, „najstarszego zawodu świata”.
Ja się dziwię, ale ja jestem inaczej wychowana. Nie chcę nikogo umoralniać. Musiałabym wypowiedzieć setki słów, które być może kogoś by uraziły. A różni są ludzie, różne są sytuacje. Tu nawet nie chodzi o uprawianie seksu za torebkę, czy miejsce pracy, tylko bardziej o to, w jaki sposób jest to „opakowane”. Ukrywanie i hipokryzja wielkich pań z telewizji i internetu szokuje.gloryfikują się pokazując zakłamany obraz swojego życia,a młode kobiety ,które je obserwują aspirują do nich nie zdając sobie sprawy z kulis. O to bardziej chodzi niż o sam fakt puszczania się za hajs mając możliwość dobrej pracy. Jestem staroświecka, Ja nigdy w życiu nie miałam przypadkowego seksu. Mam 35 lat i nie przypominam sobie takiej sytuacji, żebym poszła do łóżka z kimś, kogo poznałam na jakiejś imprezie. Cale życie oczekiwałam od partnera wszystkich wyników badań. Trochę chore, ale ja nie chcę być chora.
Dlaczego chore? To jest szanowanie własnego zdrowia.
Ale wyobrażasz sobie taką sytuację na dyskotece? I zastanawianie się, która klinika jest teraz, o piątej rano, czynna? Przecież nikt tego nie robi ( śmiech)
Zapytałem rodzinę, znajomych, koleżanki i kolegów po fachu o to, o co powinienem zapytać Dodę. Wygrało – czy i kiedy będzie miała dziecko.
O Boże… A ktoś chce wychować i się zgłasza? Uważam, że to jest ciężki kawałek chleba. Jeżdżąc po różnych domach dziecka przy akcjach charytatywnych, zauważam, że co najmniej jedna trzecia rodziców, którzy te dzieci mają, nie powinni ich nigdy mieć. Tylko ci, co chcą, powinni się na to zdecydować. I nie dlatego, że była jakaś presja. Dopóki nie będę chciała, nigdy się na to nie zdecyduję. A póki co, nie chcę. To jest dojrzała decyzja – podejmuję ją ze względu na dobro potomstwa. Biorąc pod uwagę cały świat, w którym żyje, niesprzyjające warunki – osoby medialnej narażonej na ataki,hejt . Nie będę decydować się na dziecko zastanawiając się: „hmmm… a może będę miała instynkt, a może nie będę”. To jest moja bardzo świadoma i dojrzała decyzja.
Czego nauczył cię, patrząc z perspektywy czasu, „Pitbull”?
Tego, że absolutnie nie nadaję się do pracy w filmie na dłuższą metę. Wstawanie o piątej rano, czekanie na ujęcia, stres na planie. Granie obok super ekstra znanych aktorów, to jest taka presja, taka odpowiedzialność, że to nie jest dla mnie w ogóle kawałek chleba. Ale wydaje mi się, że zostałam rzucona na głęboką wodę. To było bardzo duże wyzwanie, jak na pierwszą rolę. Sceny, które były drastyczne, wymagające emocjonalnych perturbacji, to nie jest opcja dla amatorki. Nauczył mnie tego, że fajnie, że nie utonęłam, ale pozostanę na ziemi.
Ale bilans chyba jest na plus?
Wszyscy namawiają mnie, bym zagrała w kolejnym filmie, a ja ochoczo odmawiam. Gdyby mnie nikt nie namawiał, to w ogóle by nie było tego tematu. Dużo jest propozycji – może za rok, może w jakiejś komedii. Na pewno mniej by ode mnie to wymagało.