Buraka Som Sistema to pierwszy zespół, który wypromował na świecie gatunek zwany kuduro. Skąd to zainteresowanie afrykańską muzyką klubową wśród portugalskich didżejów?

Joao Barbosa: Ta muzyka oczywiście nie jest taka nowa, rozwija się w Angoli od początku lat 90. Do Portugalii dotarła dzięki emigrantom i stała się miejską muzyką taneczną popularną na przedmieściach Lizbony. Wielu z lokalnym didżejom ten gatunek wydał się bardzo ciekawy, bo był swego rodzaju afrykańską odpowiedzią na techno, miał niezwykłą dawkę energii i surowe brzmienie. I tak wielu z nas zaczęło się spotykać na różnych imprezach i miksować te nagrania z drum’n’bassem, dubstem czy grimem. W końcu założyliśmy Buraka Som Sistema jako kolektyw didżejów i raperów oraz zaczęliśmy pracować nad własnymi kawałkami w tej stylistyce.

Reklama

Wpadka na koncercie Arctic Monkeys >>>

To prawda, że odnieśliście ogromny sukces na rynku w Portugalii? Podobno zdobyliście w zeszłym roku nagrodę MTV.

Wiesz, powiem tak – jesteśmy dość popularnym zespołem jak na nasz kraj i gatunek muzyki, jaki uprawiamy. (śmiech) Musisz wiedzieć, że kuduro to ciągle nisza – muzyka ta była przez lata głównie kojarzona z najniższymi warstwami społecznymi. Jej fenomen można przyrównać do hip-hopu w Stanach gdzieś w latach 80. My wreszcie wyciągnęliśmy ją z getta, pokazaliśmy szerszej publiczności, że można się przy niej świetnie bawić bez żadnego obciachu. Na nasze koncerty przychodzi teraz nawet po 3 tys. osób, a teledyski czasem pojawiają się też w MTV. To na pewno dla nas duże osiągnięcie.

Reklama

Duffy i koleżanki zdobyły Babie Doły >>>

Jak w ogóle wygląda scena muzyczna w Portugalii?

Reklama

Niestety nasz rynek muzyczny jest mały i nieszczególnie ciekawy. Większość zespołów rockowych i popowych od lat stara się głównie śledzić to, co dzieje się w Anglii i w USA – więc też mieliśmy całą falę np. zespołów grunge’owych. Do pewnego stopnia podobnie ma się sytuacja na scenie klubowej, chociaż tutejsi didżeje i raperzy potrafią być znacznie bardziej kreatywni niż rockmani. Ze sceny drum’n’bass czy triphopowej wyrosło naprawdę kilku fajnych artystów, którzy starają się być na czasie i robić oryginalne rzeczy. Do tego mamy jeszcze całe bogactwo kultury afrykańskiej, południowoamerykańskiej czy azjatyckiej, która jest też dla nas ogromnym źródłem inspiracji i dodaje muzyce kolorytu.



No właśnie, dzięki wam kuduro dołączyło do grona takich egzotycznych stylów, jak baile funk, bhangra czy kwaito, które budzą ogromne zainteresowanie na Zachodzie. Obserwujecie modę na tzw. globalną muzykę taneczną?

W czasach internetu to przecież zupełnie naturalne zjawisko. Dzięki takiemu serwisowi jak MySpace zniknęły problemy z dostępem do muzyki oraz pojawiły się zupełnie nieograniczone możliwości poznawcze. Dzięki blogom ludzie docierają do dźwięków, których nigdy przedtem nie słyszeli, i odkrywają zupełne nisze. To najlepszy dowód na to, że są już znudzeni tym, co słyszą w radiu i w telewizji. Jednocześnie to zjawisko globalnej fuzji muzycznej świadczy o tym, że kultura amerykańska przyćmiła nam zupełnie ogląd świata i przegapiliśmy wiele ciekawych rzeczy.

Gwiazda drugiego dnia Open'era 2009, Moby, specjalnie dla DZIENNIKA >>>

Na waszej płycie „Black Diamond” pojawia się gościnnie M.I.A., która razem z producentem Diplo jako pierwsza zwróciła uwagę na ten problem. Czy dla was muzyka też ma wymiar polityczny i społeczny?

Jasne, chociaż dla nas przede wszystkim liczy się dobra zabawa, a potem przekaz. Staramy się działać razem przez kulturę, pokazywać pewne zjawiska, a niekoniecznie kogoś atakować czy z kimś walczyć. Na przykład na naszej płycie celowo sięgamy po gatunki spoza mainstreamu i z najdalszych zakątków świata, żeby otworzyć ludziom oczy. Jeśli chcą się tylko bawić, to dobrze. Jeśli potem wrócą do domu albo kupią płyty i zaczną czytać w internecie o tej muzyce, to sami poznają jej podłoże społeczne i będą mogli sobie wyrobić zdanie. My na razie pomogliśmy M.I.A. poznać lepiej Angolę, twórców kuduro, a naszym wspólnym utworem „Sound Of Kuduro” otworzyliśmy tej muzyce drogę na światowe rynki.

Śledź Open'era przez Twittera >>>

Przyjeżdżacie teraz po raz pierwszy do Polski na festiwal Open’er. Patrząc ze swojego doświadczenia – jakiej spodziewasz się reakcji publiczności?

Wierzę, że będzie naprawdę dobra zabawa. Graliśmy na wielu europejskich festiwalach i widzę, że ludzie doskonale rozumieją tę muzykę. Występujemy teraz w sześcioosobowym składzie z trzema raperami i trzema muzykami, którzy obsługują elektronikę i grają na bębnach. Dla nas wzorem zawsze było The Prodigy i Chemical Brothers, dlatego stawiamy na pełną interakcję z publicznością – gramy utwory z płyt, ale też improwizujemy i cały czas podkręcamy tempo tańca. Kuduro na pewno świetnie przyjmie się również w Polsce.

p