eLove. Co to za zespół? Kto go tworzy?
Zespół eLove tworzy grupa utalentowanych artystów: Krista Dutchak, Jacek Sadowski i Jacek Hoduń. W pracy cechują się profesjonalizmem, ale nie opuszcza ich poczucie humoru. Dali się poznać za sprawą hitów: "Zabiorę to co chcę”, "Masz prawo tu być", "Gofr czy Ciastko", "Pies i Kot" czy "Nie ma hajsu".
Właśnie ukazał się ich teledysk do piosenki "Raz, dwa, trzy", co jest świetną okazją, żeby poznać grupę bliżej. W wywiadzie zdradzają, kilka ciekawych smaczków z życia prywatnego i zawodowego. Wspominają także swój występ w "Must Be The Music".
Nowy teledysk zespołu eLove. Co mówią o swojej pracy? [ROZMOWA]
Spotykamy się przy okazji najnowszego teledysku do singla, pt. „Raz, dwa trzy”, który nawiązuje do pierwszych szkolnych miłości, potańcówek i pierwszych rozczarowań. Zatem, kto z was był królem bądź królową parkietu, a kto podpierał ściany lub deptał innych po palcach?
Krista Dutchak: Przyznam, że historia tej piosenki jest trochę o moim życiu i mojej sytuacji z lat szkolnych. To ja byłam tą dziewczyną z warkoczem, która na szkolnych dyskotekach podpierała czasem ściany i marzyła, żeby pewien przystojniak z mojej klasy podszedł do mnie i poprosił do tańca. Kiedy już w końcu doczekałam się i za którymś razem chłopak z marzeń odważył się wyciągnąć mnie na parkiet, to stało się dokładnie jak w refrenie piosenki „Raz, dwa trzy”. Taniec okazał się trochę nieudany. Rozczarowanie sprawiło, że czar prysł i „miłość” do Władka przeszła mi niemal natychmiast (śmiech).
Jacek Hoduń: Muszę usprawiedliwić męską część i dodam, że w tamtych czasach, gdy Krysia, która dziś jest lwem scenicznym w kobiecej odsłonie, a kiedyś podpierała ściany, nie było „Tańca z gwiazdami”, żeby panowie mogli sobie w telewizji podpatrzeć, jak się powinno tańczyć (uśmiech).
Jacek Sadowski: Dorzucę, że Beethoven też nie potrafił tańczyć, więc czujemy się usprawiedliwieni (śmiech).
Jacek Hoduń: Natomiast jedno jest pewne, to piosenka, która bazuje na doświadczeniach, które dotknęły każdego z nas i myślę, że każdy sięgając pamięcią wstecz może sobie taką sytuacje przypomnieć i my zachęcamy do tego, żeby nasze piosenki trochę przenosiły słuchaczy do minionych czasów, które były naprawdę fajne. Okazuje się, że nasza młodsza część publiczności również przeżywa to obecnie…
Jacek Sadowski: Kiedy zaczęliśmy nagrywać ten utwór również wróciłem pamięcią wstecz. Przypomniałem sobie wówczas pewne zabawne wyznanie. Otóż po latach jedna z koleżanek wyznała mi, że jako nastolatka długo się we mnie podkochiwała, do tego stopnia, że przez to zakochanie nie mogła odrabiać lekcji i skupić się na nauce, bo ciągle o mnie myślała. Odkochała się dopiero, kiedy pewnego dnia dostrzegła na moim nosie pryszcza (śmiech). Wówczas miłość przeszła jej jak ręką odjął. Za to po kilku latach udało nam się razem zatańczyć na jakiejś licealnej potańcówce. Z damsko męskich historii dodam, że wówczas dziewczyny interesowały się albo sportowcami albo muzykami, więc zacząłem grać na gitarze, żeby mieć większe powodzenie.
Podobno tytuł piosenki „Raz, dwa, trzy” w pierwszym zamyśle był nieco inny. Dlaczego doszło do zmian?
Krista Dutchak: Piosenka w pierwszej wersji nosiła tytuł „Szkolny walc”, jednak w trakcie nagrań zapowiedzi na Tik Toka, nasza nastoletnia koleżanka Magda, zadała nam pytanie, skąd wziął się „Szkolny walc”, skoro nie ma tam nic o walcu, nie pada fraza szkolny walc, a utwór nie jest w rytmie walca? To dało nam do myślenia i postanowiliśmy, nawiązując do słów zawartych w tytule, czyli „Raz, dwa, trzy” dokonać zmiany.
Co jest najtrudniejsze, a co jest najpiękniejsze w pracy zespołowej, bo jednak każde z was cechuje się innym temperamentem, miewa różne pomysły? Z pewnością przy powstawaniu utworów każdy ma swoja wizję. Czy często czasem dojść do porozumienia?
Jacek Hoduń: Wiadomo, że mamy różne wizje, bo w końcu, ilu ludzi tyle pomysłów. Na szczęście tak się dobraliśmy, że wszyscy rozumiemy pojęcie współpracy, nie tylko w słowach, ale przede wszystkim w praktyce. Naprawdę nie mamy powodów do narzekań i kłótni. Jesteśmy bardzo zdyscyplinowani. Kiedy siadamy do pracy, nasze piosenki po prostu powstają. Nasza współpraca przebiega niezwykle sprawnie. Gdybyśmy spotykali się codziennie, to w ciągu roku moglibyśmy stworzyć co najmniej trzysta utworów. Każde nasze twórcze spotkanie rodzi jakiś pomysł. Niektóre realizujemy od razu, inne chowamy do szuflady z napisem „na później”. Naprawdę nasze ostatnie single są składową wspólnych działań. Każdy przychodzi z czymś innym. Kryśka przychodzi ze swoimi ulubionymi wokalistkami, takimi jak: Beyoncé, Dua Lipa, Lady Gaga, my natomiast pałamy miłością do funkowego grania i udaje nam się uzyskać fajny wspólny rezultat.
Jacek Sadowski: Najważniejsze, że się lubimy i lubimy ze sobą przebywać. Niektórzy nie rozumieją, ale „zespół muzyczny” to najpierw „zespół”, a dopiero później „muzyczny”. Bez wzajemnej sympatii to by się nie mogło udać. Team jest najważniejszy. W swojej twórczości wykorzystujemy różne techniki i środki wyrazu. Lubimy eksperymentować. Staramy się nadążać za trendami, jednocześnie zachowując swój indywidualny styl.
Czy muzyka sama w sobie, kiedyś stała się na jakimś etapie życia, czymś, co przynosi ukojenie, czy pomogła przetrwać jakieś trudne chwile?
Jacek Hoduń: Myślę, że muzyka u każdego z nas ma swoje ważne miejsce, skoro oddajemy się tej pasji, a na dodatek możemy z niej żyć, choć nie zawsze bywa łatwo.
Jacek Sadowski: Najpiękniej jest, kiedy można robić w życiu to, co się lubi. Nie wyobrażam sobie, żebym miał chodzić na osiem godzin do pracy, której się nienawidzi. Taki etap mam za sobą. Próbowałem sił w innych zawodach i w pracy na etatach, co okazało się przykrym doświadczeniem, do którego nie chcę już wracać.
Jacek Hoduń: Ja miałem podobne doświadczenia i również nie odnalazłem się w innych miejscach.
Jakie zajęcia aż tak was zraziły?
Jacek Hoduń: Próbowałem wejść do świata IT. Niektórzy myślą, że to fajne i można dużo zarobić. Okazało się jednak, że to nie mój świat. Siedzenie przed komputerem, nawet za dobre pieniądze nie zatrzymało mnie przy biurku. Uświadomiłem sobie, że nie nadaję się do tego, choćbym nawet bardzo chciał, bo jednak cały czas ciągnęło mnie w stronę muzyki. W czasach studenckich byłem też magazynierem i też nie sprawiało mi to takiej radości jak muzyka, która czasem bywa ciężkim, ale pięknym kawałkiem chleba.
Jacek Sadowski: Pochwalę się, że kiedyś byłem naczelnikiem działu kultury w urzędzie. Wbrew pozorom to jest naprawdę miejsce mocno odbiegające od nazwy, a przede wszystkim od twórczej pracy muzycznej. Dyscyplina i godzinowy system pracy okazały się rzeczami nie dla mnie. Z przyjemnością porzuciłem to zajęcie. Moja decyzja przeraziła moją mamę i żonę, które stwierdziły, że zrezygnowałem z „porządnej pracy”. Mnie natomiast ta decyzja przyniosła ulgę.
Krista Dutchak: W myśl, że warto mieć solidne wykształcenie i stabilny zawód, studiowałam stosunki międzynarodowe. Mimo że śpiewam od szóstego roku życia, moim rodzicom bardzo zależało, żebym skupiła się na edukacji i miała tzw. plan B, na wypadek, gdyby coś nie wyszło. Po moich studiach mogłabym być ambasadorem, asystentką ambasadora, pracować w dyplomacji itp., ale wiem, że nie odnalazłabym szczęścia ani spełnienia w takiej pracy.
Gdybyście mogli cofnąć czas do momentu założenia zespołu i dać sobie jedną radę, żeby coś zrobić lepiej i poprawić, co to by było?
Jacek Hoduń: Kupiłbym bitcoiny i zainwestował w krypto waluty (śmiech) A tak poważnie, to chyba nic bym nie chciał zmieniać.
Krista Dutchak: Również niczego bym nie poprawiała, bo każda droga, nawet, jeśli zdarzają się na niej błędy i potknięcia uczy nas czegoś i to właśnie te trudne doświadczenia sprawiają, że stajemy się silniejsi, budują nas i czasem sprowadzają na ziemię. Nic w życiu nie przychodzi łatwo, bywa, że trzeba się czymś rozczarować, żeby coś zrozumieć, choć naprawdę jestem zadowolona z tego jak rozwija się nasza dwuletnia współpraca zespołowa.
Jacek Sadowski: Nie wyobrażam sobie, że nagle wchodzimy na rynek i mamy natychmiast sukces. Wszystko trzeba sobie wypracować. Zbyt szybki sukces mógłby poskutkować tym, że przysłowiowa woda sodowa uderzyłaby nam do głów. Tak więc jak mówi Krysia, błędy bywają bolesne, ale przede wszystkim kształcą. Poza tym zespół jest trochę jak małżeństwo – trzeba się dotrzeć i my w zespole eLove, naszym muzycznym kolektywie też się docieramy, uczymy się siebie nawzajem, swoich różnych humorów, upodobań, emocji i charakterów. Spędzamy ze sobą naprawdę dużo czasu, więc musimy umieć ze sobą żyć, żeby tworzyć.
Jacek Hoduń: To prawda, dlatego droga do sukcesu jest niezbędna. Każda ścieżka obarczona jest jakimiś błędami. Każdy z artystów, który jest na topie przebył jakąś drogę, która go ukształtowała. Jesteśmy więc zdeterminowani i wierzymy, że będziemy mieli swój czas. Ten projekt uczy nas wszystkich pokory i cierpliwości. Póki co fajnie się rozwija, a my nie odpuszczamy.
Jacek Sadowski: Uczymy się od siebie nie tylko w kwestii muzycznej. Np. Krysia w moje życie wniosła element social mediów, które wcześniej były mi obce. Dzięki jej zaangażowaniu mamy możliwość docierania, zwłaszcza do młodszej części publiczności poprzez TikTok, Facebook czy Instagram. W sumie nasz viral ma 15 milonów odsłon. Uświadomiliśmy sobie, że siła Internetu jest ogromna.
Jacek Hoduń: Krysia przychodzi do nas ze scenariuszami na filmiki do Internetu, a my już nawet nie dyskutujemy tylko z radością zapoznajemy się z tematami i nagrywamy.
Jesteście z różnych pokoleń. Jak widać muzyka łączy ludzi. A czy z racji „przepaści wiekowej” bywają też jakieś nieporozumienia?
Jacek Hoduń: Różnica pokoleń w naszym przypadku na szczęście ma więcej plusów niż minusów. Ta przepaść nie jest nie wiadomo jak duża. Ponadto jesteśmy tak zgrani, że nasze pesele nie mają tu znaczenia. Wymieniamy się doświadczeniem, energią, nowymi pomysłami.
Kto was najbardziej wspiera w tej muzycznej drodze?
Krista Dutchak: Rodzice. Głównie mama, która mój potencjał muzyczny dostrzegła, kiedy byłam w przedszkolu. Zauważyła, że śpiewając piosenkę, trafiam w dźwięki, więc zaprowadziła mnie na zajęcia wokalne, żebym mogła rozwijać się w tym kierunku. Sprawiało mi to ogromną radość i sprawia do dziś. Mama zawsze, gdy tylko mogła stała za kulisami wszystkich ważnych występów, koncertów, czy festiwali, co było ogromnym wsparciem. Nawet, kiedy ja czasem w siebie wątpię, ona we mnie wierzy i motywuje mnie. Tata także jest ze mnie dumny. Kiedyś marzył, żebym była wokalistką rockową. Pamiętam, że zawsze w aucie słuchaliśmy mocniejszych brzmień, takich jak: Queen, Metallica, Scorpions, czy AC/DC. Przez moment byłam nawet frontmenką zespołu rockowego, a tata menadżerem, więc na chwilę spełniłam jego marzenie. Zdecydowanie jednak lepiej odnajduję się w stylu, jaki prezentujemy jako eLove.
Jacek Sadowski: Mnie najbardziej wspiera kuzynka Olga, która kiedyś porzuciła pracę, żeby kibicować nam w „Must Be The Music”. Jest bardzo pozytywna i trochę szalona, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zabrała ze sobą za kulisy także ciocię Krysię.
Co zyskaliście dzięki udziałowi w programie „Must Be The Music”?
Jacek Hoduń: Program dał nam przede wszystkim bardzo dużo znajomości z ludźmi z branży, zdolnymi muzykami. Zawarliśmy wiele przyjaźni. Niektóre owocują wspólnymi projektami. Z perspektywy czasu, myślę, że te relacje są dla nas dużo ważniejsze niż sam występ przed jury. Choć oczywiście to była fajna przygoda i możliwość zaprezentowania się również przed widzami.
Krista Dutchak: Na pewno to było ważne doświadczenie i możliwość zaprezentowania się z autorska piosenką przed publicznością w studiu, ale i szansa dotarcia do telewidzów. Osobiście miałam frajdę z tego występu.
Jacek Sadowski: Na pewno występ w programie przełożył się na dotarcie do szerszej grupy publiczności. Nie od dziś wiadomo, że jak telewizja coś pokaże, to później internet także się tym interesuje. Ogólnie jesteśmy zadowoleni ze swojego występu.
Skąd wzięła się nazwa eLove?
Jacek Sadowski: Ze snu. I to dosłownie. Współpracujący z nami gitarzysta Krzysztof Paul, przyszedł na próbę i powiedział, że śniło mu się, że nasz zespół będzie nazywał się eLove. Wówczas mieliśmy kilka różnych pomysłów, ale do żadnego nie byliśmy na sto procent przekonani. Później zaczęliśmy tę nazwę analizować. Doszliśmy do wniosku, że w życiu najważniejsza jest miłość, czyli love, e – natomiast kojarzy się z siecią i nowoczesnością, oraz z emocjami. I nasz muzyka taka jest o życiu i o miłości.
Jakie macie muzyczne plany, kiedy już wypromujecie numer „Raz, dwa, trzy”?
Jacek Sadowski: Nasz plan to zagranie jak największej liczby koncertów dla jak największej liczby publiczności. Oczywiście pracujemy nad kolejnymi piosenkami, a singiel „Raz, dwa, trzy” nie będzie ostatnim, który wydamy w tym roku. Zapraszamy też do śledzenia nas w social mediach, do oglądania i komentowania naszych teledysków.